Helcia grymaśna, ciągłe fochy stroi,
Michaś łakomy, je co pod ząb wpadnie,
Staś swemi psoty wszystkich niepokoi,
A Zdziś we wszystkiém sprawia się nie ładnie.”
„Nie wierzę temu co mówisz, mój synku,”
Odpowie Ojciec. „Lecz ja nie skłamałem!”
Zawoła chłopiec: „o każdym uczynku
Dzieci wiem dobrze, gdyż sam złe widziałem.”
„Nie o to idzie,” rzekł Ojciec surowo:
„Ja cię objaśnię dlaczego w téj porze
Nie wierzę tobie — trudnisz się obmową,
A kto obmawia, ten i skłamać może.”
„Ah droga Mamo, ah kochany Tato,
Stańmy tu trochę i spojrzyjmy na to:
Lalki nie żywe a jednak gadają,
Kręcą się, chodzą, tańczą i kłaniają!”
„Maryonetki, które widzisz w budzie,
Są to rozliczne na drutach figurki,
A zaś ukryci za tém płótnem ludzie
Ruch im nadają, gdy ciągną za sznurki.”
„Jakie to śliczne! — a ten z dużym nosem,
Co się tak szasta na lewo, na prawo
I wciąż ochrypłym takim mówi głosem,
I w taką odzież ubrał się jaskrawą,
Kto to jest taki?” „Poliszynel mały,
Niby dowcipny, a więcéj złośliwy:
On swemi żarty zabawia świat cały,
Dokucza, psoci — i z tego szczęśliwy.”