Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

Ja téż kochana Mateczko,
Ze szczerością nie obłudną,
Lubię ożywcze słoneczko,
Choć mi patrzyć nań jest trudno.
Ledwie blaskiem wschód zapłonie
Zaraz wybiegam na ganek,
I do modłów składam dłonie,
By powitać cudny ranek,
Gdy południe, pod drzew cieniem
Siadam w altance ogrodu,
Aby się jego promieniem
Wśród liści ucieszyć chłodu,
Kiedy wieczór ja na nowo
Sledzę pochodnię niebieską
I jéj twarzyczkę różową,
Wiernych uczuć żegnam łezką;
Późniéj gdy zgasłe słoneczko
Opona nocy zamroczy,
Ja układam się w łóżeczko
I zamykam swoje oczy.
I tak spoczywam do rana,
Aż mnie zbudzi z snu skowronek,
Bo mi czarna noc nieznana,
Dla mnie tylko jasny dzionek!


LIX.
Pierścionek.

Często się zdarza, że na tym świecie
Los w dziwny sposób prąd zdarzeń miecie,