A jeśli pragniesz widziéć niezdarę,
Co dał się błędem zwładnąć zwodniczym,
Podąż wraz ze mną — ot kroków parę,
A ujrzysz tego co chciał być niczém.
Zwróć oczy swoje na dziadowinę,
Który o litość błaga bogaczy:
Ab jakże smutną nędzarz ma minę,
Ileż tam bólu, ileż rozpaczy!
I słuchaj synu co mówi dziadek:
„Jam miał przed sobą niegdyś dzień jasny
Błogiéj przyszłości — a ten upadek
To straszny skutek winy méj własnéj.
Szydziłem z trudów, wzgardziłem pracą,
Do któréj każdy człowiek się garnie,
Być czemsić w świecie, a to mnie na co?
Czyliż nie lepiéj wieść życie marnie...
Minęła pora młodości złota,
A jam wciąż snem się łudził zwodniczym,
Wreściem u krańców stanął żywota
I ot widzicie — dziś jestem niczém!
Są takie dziatki — znam ich nie mało,
Które nie lubią budzić się wcześnie,
A choć już dawno słoneczko wstało,
One wciąż leżą zgrążone we śnie;
Za to wieczorem w spoczynku porze,
Kiedy znużenie snem oczy mruży,
Nikt je do łóżka skłonić nie może,
Rade ziewając siedziéć najdłużéj.