Zły to obyczaj, powiem wam z góry:
Nocą spać trzeba, a dniem pracować,
Kto zaś porządek zmieni natury,
Ten może późniéj tego żałować.
A przedewszystkiém zaspańce owe
Mają umysłu władze stępione,
Obrzękłe lica i ciężką głowę,
Wargi obwisłe, oczy czerwone;
W czasie nauki pamięć ich myli,
I choć chęć dobra, nic się nie uda,
Nawet wśród zabaw wesołéj chwili
Cięży im senność, niesmak i nuda.
Nie widzą słońca pięknych promieni,
Co wschód jutrzenką różową złocą,
Ni kropel rosy, co wśród zieleni
Jak skrysztalone łezki migocą;
Nie im słowiczek nuci swe pieśni,
Wydźwięcza rzewną nutę skowronek,
Nie im ptaszkowie świegocą leśni,
Gdy z mroku nocy rodzi się dzionek.
W pewnéj rodzinie, jakiéj? nie powiem,
Był mały chłopiec imieniem Janek,
Który choć dobrém cieszył się zdrowiem,
Cały zazwyczaj przesypiał ranek;
I kiedy w domu duzi i mali
Z drogą się czasu rachując chwilką,
Do dziennych zajęć z łóżek powstali,
On z wszystkich jeden spał sobie tylko.
Raz, w te się słowa Ojciec odzywa:
„Ty, co część życia przepędzasz we śnie,
Wiedz, jutro Wujek do nas przybywa,
By go uściskać trzeba wstać wcześnie;
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/166
Ta strona została skorygowana.