Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

Często je Matka napomni ostro,
Lub téż surową przywita twarzą,
Lecz to napróżno, gdyż bracia z siostrą
Ciągle się swarzą.
Jeszcze chłopczyki doszedłszy granic
Gniewu, słuchali zbawiennéj rady,
Ale dziewczynka nie chciała za nic,
Wstąpić w ich ślady:
Gdy się w szkaradny rozdąsa sposób,
Gdy siądzie w kątku z chmurném obliczem,
To napomnienia statecznych osób,
Są dla niéj niczém.
Sądzicie może, że ma przyczyny
Do objawienia złego humoru?
Nie, ona stroi fochy i miny,
Ot tak — z uporu.
Pewnego razu niesforne dziatki,
Razem się w pole za wieś wybrały,
Wziąwszy ze sobą różne manatki,
I wózek mały.
W wózeczku wiozły zapasik duży
Zabawek, aby w tym dniu wesołym,
Mogły na łące, gdy czas posłuży,
Bawić się społem.
Lecz wszystko za nic! ledwie przybyli
Z całym przyborem pod las, nad rzeczkę,
Niezgodna Henia od pierwszéj chwili
Zawodzi sprzeczkę.
„Nie chcę! nie będę! nie dam! to moje!”
Powstaje hałas, krzyk, płacz i wrzawa:
Chłopczyki swoje, a ona swoje,
Na nic zabawa!