Słowem, co wypadnie — czy brzydko, czy ładnie:
Przestrogi, nagany, pochwały,
Tak w czynie, jak w treści, wśród kart tych się mieści,
Abyście ztąd przykład czerpały;
Więc rzekę: o mili, w każdziutkiéj dnia chwili,
Stańcie się pociechą rodziny,
Bym dumny poprawą dziateczek, miał prawo
Za dobre pochwalić was czyny.
Była raz dziewczynka mała,
Która sobie płakiwała,
Strojąc różne brzydkie miny,
Tak, z narowu — bez przyczyny.
Czy to zimą, czy to w lecie,
Wstaje z łóżka — bucik gniecie,
Sukienka uciska boczek:
Ot już łezki lecą z oczek;
Potém gdy za stołem siadła,
Muszka do śmietanki wpadła,
Ciastek brakło, mało mléczka,
Oho! już zroszone liczka
Łzawą strugą. A gdy dziatki,
Idą z książkami do Matki,
By się uczyć — ktoś tam z cicha
Mruczy, szlocha, albo wzdycha.
Przy obiedzie twardy stołek,
Kwaśna zupka, zły rosołek,
Smacznéj brakło legominki,
Już buziaczek u dziewczynki,