Lubię zasiadłszy za stołem
Jeść torcik lub leguminkę,
Wtedy się staję wesołym.
I łykam z radości ślinkę;
Ale nad torty wspaniałe,
Nad ciasta, cukry paradne,
Wolę Ojczulka pochwałę
Za zdanie lekcyj dokładne.
Lubię wyjść za wieś daleko
Gdzie rosną polne kwiateczki,
I tam wśród łąki nad rzeką
Zasiąść splatając wianeczki;
Lecz wolę kiedy wieczorem
Powie mi Matka jedyna:
„Synu, idź daléj cnym torem,
Niech wciąż pociechę mam z syna.”
Bo wtedy gdy się układnę
Po dziennych trudów spełnieniu,
Już niepokoje mnie żadne
W senném nie trapią marzeniu;
Spocząwszy na swéj pościeli,
Nie znam czém boleść, czém trwoga,
A święci z nieba anieli
Modlą się za mnie do Boga.
„Nie lubię pszczoły, pfe — jak paskudna:
Niezgrabna, ciężka, pękata,
Niby to płowa, niby to brudna,
A jaka wstrętna gdy lata!