Zleciał z drzewa Henryczek i leżał jak długi,
Wstał, obmacał swe kości — nic, zdrowiutkie ciało,
A więc pnie się swawolnik na jabłoń raz drugi,
I znowu rym! aż w stawach coś mu zatrzeszczało.
Chce się podnieść — nie może: Stracił w nogach władzę!
Ręce ma połamane i rany na głowie....
Choć się czasem złe uda, powtarzać nie radzę:
Póty dzban wodę nosi.... Wszak znacie przysłowie?
Edzio ziewał nad książką, uczył pilnie Janek.
Wtém w klasie zadzwoniono, powstały z ław dzieci:
„Ah! jak długo,” rzekł piérwszy — „ciągnął się ten ranek!...”
„Jak szybko,” wołał drugi — „czas nam dzisiaj leci!..”
„Czas,” rzecze nauczyciel — „chodem jednakowym
Postępuje po torze przeznaczeń wiekowym;
Lecz chwile dla próżniaków wolno zwykle płyną,
Dla chętnych zaś do pracy dzień zda się godziną.”
„Dla czego nie mam skrzydeł? fruwałbym jak ptaszek,
Czemu płetw nie posiadam? byłbym rybką w wodzie.”
Tak mówił raz do ojca rozżalony Staszek,
Przypatrując się ruchom stworzonek w przyrodzie.