Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

Pewnego razu, gdy z gniewu chmurką
Powstała na swą Ciotkę kochaną,
Matka jéj rzecze: „Zobaczysz córko
Że ciebie wszyscy kochać przestaną.”
„Niech nie kochają — mnie bardzo mało
Na tém zależy...” mruknie półgłosem...
A Matka słysząc mowę zuchwałą,
Westchnie nad przyszłym córki swéj losem,
I dwie łzy bólu jak dwie kropelki
Spłyną powoli z rzęs rodzicielki.

Wtém jakaś ręka z cicha otworzy
Drzwi pokojowe i u podwoi
Zjawi się starzec: to sługa Boży,
Poważny kapłan na progu stoi.
„Cóż to?” zawoła: „jaka sromota!
Dziecię zuchwałe, Matka spłakana;
Gdzież tu jest miłość, wiara i cnota?
Gdzież wypełnienie przykazań Pana?
Czcij twych rodziców — to prawo Boga,
To wiekuista zbawienia droga.

Choć często w życiu smutno dnie płyną,
Źle gdy z ócz dziecka struga łez leci,
Lecz stokroć gorzéj, wierzaj dziewczyno,
Gdy własna Matka płacze na dzieci;
Bo stróż spraw ludzkich, anioł niebieski,
Który występku pogardza trądem,
Kładzie na szalę matczyne łezki,
By je przed Boga postawić sądem...
A gdy nie stanie szału omamień
Każda łza w ciężki zmieni się kamień.”