Nastanie wnet lato, ja idę wraz z Tatą,
By ogród pokazać mu swój,
I wołam radośnie: „Co tylko tu rośnie,
To własna ma praca i znój!”
„Chwalebnie jest bardzo, gdy dziatki nie gardzą
Ciężkiemi znojami swych rąk,
Lecz ceniąc te trudy, trza zająć się wprzódy
Nauką, co płynie nam z ksiąg.”
Tak Ojciec zagadnie. „O, ja dziś dokładnie
Spełniłem książkowy swój trud;
Zbudziłem się rano, by z lekcyą zadaną,
Nie było kłopotu, ni żmud,
Zrobiłem zadanie, odbyłem czytanie,
Rachunki skończyłem téż wraz,
I jestem gotowym, zaręczam mém słowem,
Znaleźć się jak trzeba wśród klas.”
„Wybornie, mój synku: gdyś dzielnym w uczynku,
Gdy w trudach podjętych jest ład,
To wtedy do woli, twój Ojciec pozwoli,
Uprawiać ci ogród i sad.
Raz pan Maciéj Werydyka,
Sąsiad, zasiadłszy przy stole,
Zagadł pewnego chłopczyka,
Co tam uczą dziatek w szkole?
Ignaś próżniak jakich mało,
Nic nie umiał — więc ukosem
Spojrzy, i z miną nieśmiałą
Mruknie parę słów pod nosem.