Nie przemieniaj więc ich za nic,
Na mrok, co łzą rosi oczy,
Lecz wesołość pewnych granic,
Niechaj nigdy nie przekroczy.
Wszak ty nie źrebięciem małém,
Które opuściwszy stajnię,
Z jakimś niepojętym szałem,
Bryka tak nieobyczajnie;
Niech zatém owym hałasem,
Synek się mój zbyt nie znęca,
By nie powiedziano czasem,
Że to wesołość źrebięca.”
Mówiłaś Mamo: sto razy wolę,
Śmiéch u chłopczyka, dziewczynki
Od ust skrzywionych, marsa na czole,
I zasępionéj wciąż minki.
Tadzio się śmieje wieczór i z rana,
Gdy go kto o co zagadnie,
Jednak ja powiem, Mamo kochana,
Że mu z tym śmiéchem nie ładnie;
Jeśli go spytam o to, lub owo,
On z odpowiedzią się waha,
Patrzy zdziwiony, potrząsa głową,
I wnet zaśmieje: ha! ha! ha!
I w każdéj chwili, i w każdéj porze,
Śmiéchem na wszystko odpowie,
Tak, że nikt w domu zgadnąć nie może,
Co w jego sercu i głowie”