A Matka mówi: „W młodości kwiecie,
Jaśnieje radość, uciecha,
Nic więc dziwnego, jeżeli dziécię
Wciąż się do świata uśmiécha,
Nic więc dziwnego, gdy wśród rozkoszy,
Zabaw, igraszek, uciechy,
Wesołość, smutek z jasnych czoł spłoszy,
Gdy w gronie dziatek brzmią śmiéchy;
Lecz niepodobna, synu mój drogi,
Do Bożych policzyć darów
Śmiéchu, który się przez złe nałogi,
W bezmyślny przemienił narów.
Kiedy u dziecka głowa jest pusta,
Gdy mu brak zdania własnego,
Ono do śmiéchu otwiéra usta,
Choć samo nie wié dla czego;
A kto zobaczy podobną lalę,
Co tylko śmiać się wciąż umie,
Niechcąc szczegółów badać już wcale,
Zwątpi o jego rozumie.
Józio się wciąż maże, krzywi,
Za płacz strofuje go Tatka,
Nikt się jednak mu niedziwi,
Gdyż ma dopiéro dwa latka.
Witoś figluje z hałasem,
Nie pomnąc na grzeczność, statek,
Za to w kątku stoi czasem,
Choć ma dopiéro pięć latek.