Oczy opuchłe, czerwone,
I usteczka wykrzywione;
Mama, która synka kocha,
Pragnęłaby go z ochotą
Wziaść w objęcia, lecz się cofa,
Przed brzydotą.
Boć wy wszyscy pewno wiécie,
I chłopaki i dziewczątka,
Jak jest wstrętném takie dziécię,
Które ma postać zwierzątka.
Choćby nawet owym malcem,
Nie rządziły szały, zbytki,
Każdy wytyka go palcem,
Taki brzydki.
Lecz wiem, że pod żadnym względem,
Nikt z mych drogich czytelników
Ni dziewczątek, ni chłopczyków,
Nie zmaże się takim błędem:
Każde bowiem grzeczne dziécię,
Wstrętnym gardzi obyczajem,
I nie zechce za nic w świecie
Być mazgajem.
Ah, Mamo kochana! ah, drogi mój Tato!
Spotkałem się wczoraj w ogrodzie z Wacuszkiem:
Miał laskę, kapelusz, kołnierzyk z krawatą,
Przy bocznéj kieszeni zégarek z łańcuszkiem;