Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/212

Ta strona została skorygowana.

Ujrzawszy, że idę, natychmiast przystawa,
I z pyszną, dłoń dając, zapyta mnie miną:
„Eh! bon jour cher ami! ditez-moi comme çela va?
Czy zawsze w mundurku nad greckiem, łaciną?”
„Oj zawsze!” odpowiem westchnąwszy głęboko,
A patrząc na niego łzą zaszło mi oko.

„Fi! chodzić do szkoły — a na co? a po co?
Czyż w klassach nauki jedyny jest wątek?
Tam malcy dnie całe się w pracy kłopocą,
By za to otrzymać w nagrodę sześć piątek.
Ja w domu się kształcę, a Francuz mój stary,
Same mi do gustu nauki wybiéra,
I nigdy nie zgani, lecz chwali bez miary,
Źle robię — on zawsze powiada: „ça ira!”
Nie łaje za psoty, nie stroni przed farsą,
Wołając: „la gaité ne nuit pas mon garçon!

Ja w książkę téż spojrzę z ukosa zaledwie,
Bo co tam pisano przebiegnę wnet luzem,
Zasiadam za stołem z godzinkę, lub ze dwie,
A potém na spacer wychodzę z Francuzem.
I dobrych manierów nabiéram w ten sposób,
Poznając się z światem i jego modami,
A każda z znajomych powiada mi osób:
„Vous serez un jeune homme acompli, mon ami!”
Stanie się jak mówią, a z dobrą mą wolą,
Zobaczysz czym będę na świecie, cher Lolo.

Tak mówił Wacuszek, a ja wraz pomyślę,
Czy grecki, łacina i inne mozoły,
Z losami młodzieńca związane są ściśle,
By wszystkie nauki brać tylko ze szkoły?