„Ah, Ojcze, ja chciałbym twych przestróg być godnym,
Lecz próżną chęć moja — bo jestem wciąż głodnym.”
„Czyż jeść ci nie dają?” „Mam wszystko co zechcę,
Lecz kuchnia jest blizko, tuż zaraz przy sieni,
Więc miły zapaszek wciąż zmysły me łechce,
I myślę o zupie, befsztyku, pieczeni;
Gdy siądę z książkami, kajetem, za stołem,
A czuję, że w kuchni gotuje się jadło,
To lekcya i obiad mięszają się społem
W méj głowie, i całe zadanie przepadło.
O, drogi, kochany, jedyny mój Tato,
Daj radę, i powiedz, co robić mam na to?”
„Chcesz rady, pomocy, — więc dam ci lekarstwo,
Słów moich osnowę miéj zawsze na względzie:
Jedyną twą wadą, mój synu, obżarstwo,
Pozbądź się téj wady, a dobrze ci będzie.
Gdy wabi woń kuchni, to w kajet patrz bacznie,
Gdy brzękną talerze, książeczkę przeczytaj,
Gdy waza się bieli, zmruż oczy nieznacznie,
Siedź, ucz się i pracuj — o jadło nie pytaj;
A jeśli w tym torze postąpisz choć krokiem,
Nikt ciebie już wtedy nie nazwie żarłokiem.
Jakże nieznośny Wawrzynek:
Poszedłem właśnie pod młynek,