O mojéj lekcyi... siadłam za stołem,
A łza za łezką na książkę spada!
Co w książce nie wiem, nie widzę zgłosek,
Wszystkie syllaby w oczach się dwoją,
Tylko ten biédny, rozbity nosek,
Ta dziura w głowie w myśli mi stoją!
Bije dziesiąta, idę do łóżka,
Bo Mama mówi, że już spać pora...
Spać? czyż podobna! twarda poduszka,
Nie, ona miękka — jam tylko chora.
Chora, tak chora: ból piersi tłoczy,
I coś jak kamień na serce padło;
Myślę i myślę, a przed me oczy
Staje strzaskanéj lalki widziadło.
Tam — w ciemnym kącie, kędy kotara
Zwiesza swe fałdy, jest pudło z desek:
W niém niegdyś Ojciec chował cygara,
W niém sypiał późniéj Ciotuni piesek;
Dziś ono puste... Z miną żałosną,
Kładę tam lalkę, zbijam deseczki,
A wykopawszy dołek pod sosną,
Przykrywam ziemią szczątki laleczki
Taki był koniec... Wróciłam sama:
W oczach mych łezki, smutek na czole..
„Cóż ci to, córko?” pyta mnie Mama:
„Co? — lalki nie mam!” „Gdzież ona?” „W dole!”
„Stratę swą czujesz widać ogromnie,
Lecz gdy dam inną, żal przejdzie z chwilką.”
„Ah, Mamo droga, nie mów tak do mnie,
Ja nie chcę innéj — tę kocham tylko!”