To rzekłszy poszła panienka drogą,
Gdzie staw, grobelka i borek,
A przed lepianką stając ubogą,
Zmówiła cichy paciorek.
Otwiéra drżącą dłonią drzwi chaty,
Wchodzi do izby nieśmiało:
Tam leży nędznik, który przed laty,
Był całéj gminy zakałą.
Strasznie nań spojrzéć: chudy, wybladły,
Gasnącym zda się być cieniem,
A dwoje oczów z pod brwi zapadłéj,
Ponurém błyszczą spojrzeniem.
„Kto idzie?” jęknie: — „na co i po co
Zwiedzać tę jamę złowrogą,
Czemu się ludzie o mnie kłopocą,
Gdy ja znać nie chcę nikogo?”
„Posiłek niosę,” Stasia zawoła,
„Boś biédny, chory i głodny!”
„Jakiż głos słodki! to głos anioła:
Jam tych odwiedzin niegodny;
A z resztą nie chcę! Precz, precz odemnie!
Po za grób próżno spoziérać:
Dla mnie noc wieczna, mroki i ciemnie,
Jak żyłem pragnę umiérać!”
„O, ja nie jestem aniołkiem z nieba,
Jam tylko dziewczynką małą:
Niosę ci trochę mięsa i chleba,
Abyś posilił swe ciało.”
„Chleb, kawał mięsa — dobrze wypadło,
Żeś przestąpiła te progi...
Prędzéj dzieweczko, dawaj to jadło,
Bo mi dokucza głód srogi!”
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/278
Ta strona została skorygowana.