Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/280

Ta strona została skorygowana.

Lecz pojechano. Wkrótce za górą
Znikła zagroda wesoła,
A noc złowieszcza szatą ponurą
Pokryła światy do kola.
Było tam straszno: zewsząd mrok szary,
Ciemnia, bezbarwność, milczenie,
I drzew splątanych dzikie konary,
Niby grobowe sklepienie.
A w tém gór szczyty, skał rozpadliny,
Krzyk groźny powtórzą echem:
Dwunastu zbójów skoczy z gęstwiny,
Z szyderstwa straszliwym śmiéchem:
„Naprzód piéniądze, a życie potém!”
Krzyczą z wściekłością złowrogą:
„Poznacie śmiałki co to ze złotem,
Uboczną puszczać się drogą.”
Chwycą za noże, lecz wódz ich stary
Spojrzy i wzniesie swe ramię:
„Precz! — strasznéj ten się doczeka kary,
Kto rozkaz dany przełamie;
Precz! — ani jeden włosek z ich głowy
Spaść póki żyję nie może;
Daléj więc w lasów dzikie parowy,
Schowajcie w pochwy swe noże!”
Znikli jak cienie. „Wy jedźcie śmiało,”
Rzecze herszt zbójców z westchnieniem,
„I wiedzcie o tém, że nikt z tąd cało
Nie uszedł z życiem i mieniem;
Pomnę, gdym konał niegdyś przed laty
Z głodu co szarpał wnętrzności,
Przed progiem biédnéj zbrodniarza chaty
Zjawił się anioł litości,