W czasach méj młodości, o! dawno, przed laty,
Gdyż odtąd dni szereg przeminął już długi,
Żył sobie pan jeden w Warszawie bogaty,
Miał żonę, dwie córki, pałace i sługi.
Obiedwie panienki rodziców pieszczotki,
Nieznały co smutek, niepokój, zawody,
Zdrój życia się dla nieb okazał tak słodki,
Że w ciągłém im szczęściu upływał wiek młody;
Lecz wiosny zaranie nie zawsze przedświtem
Dni jasnych się staje wśród życia kolei:
Zalety dziecięce u wzrosłych są bytem
Bez troski — a wady zatratą nadziei.
Dwie małe dziewczynki chowane przykładnie,
Nie znały tych błędów, co ludziom są wstrętne,
Sprawiały się grzecznie, miluchno i ładnie,
I były przy pracy do nauk pojętne;
Helenka jednakże z dziecięcych swych latek,
Lubiła się w strojne ubierać sukienki,
A przecież nie w marnych błyskotkach jest statek,
Rozsądnéj i dbałéj o przyszłość panienki.
Gdy Józia, jéj siostra, z własnego natchnienia,
Zajęła się igłą łub sprawą domową,
To ona niebacznie wszystkie swe zachcenia,
Na drogę błyskotek zwróciła jałową.
Być w Saskim Ogrodzie ubraną bogato,
I zawiść rozbudzić pięknością toalet,
Miéć szubkę na zimę i gazy na lato,
Kładła wciąż za pierwszy wzór szczęścia i zalet,
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.
III.
Zwichnięte życie.