Gdy mówi, łzy płyną po licach Helenki,
Lecz ona nie smutkiem rodzica bolała:
Jéj było jedynie żal nowéj sukienki,
I strojów, z któremi pochlubić się miała!
O, dziéwczę! fałszywą stąpałaś wciąż drogą,
Strój był twą rozkoszą, zajęciem ubiory,
A teraz gdy gruntu zabrakło pod nogą,
Ty nie wiész, że w inne los popchnął cię tory;
Tu niéma spoczynku, tu mozoł i znoje
Zastąpić powinny szał płochéj ułudy,
Próżnować nie można, bo jutro nie twoje,
Lecz zdobyć je trzeba przez pracę i trudy.
Znikł świetny tryb życia, zniknęły dostatki,
Sprzedano co tylko spieniężyć się dało,
Resztę zaś rupieci zwieziono do chatki
Na Pragę, by zająć izdebkę w niéj małą;
Jął Ojciec za pióro, gdyż znalazł cnych łudzi,
Którzy mu papiéry przepisać oddali,
Dzień cały w mozole i pracy się trudzi,
Mrok zapadł, noc przeszła — on pisze wciąż daléj.
Matka znów, by grosza na życie przysporzyć,
By kupić dla dzieci choć chleba kęs marny,
Do szycia, do prania musiała się wdrożyć,
A Bóg jéj wzmógł siły przy pracy ofiarnéj;
Nakoniec Józieczka na pierwszy początek,
Z chętnemi do znoju przybyła rękami,
I tylko Helenka wcisnąwszy się w kątek
Izdebki, rzewnemi płakała wciąż łzami.
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/288
Ta strona została skorygowana.