Tak płacze, tak szlocha, dla czego i po co?
Czyż łza los polepszy lub chléb da powszedni?
Czyż ulży tym co się o byt swój kłopocą,
Czyż przez nią ubodzy staną się mniéj biédni?
Rok minął, rok ciężki — przez wolę niezłomną,
Przez trudy, mozoły, przez szereg prac długi
Zdobyła rodzina pozycyę choć skromną,
Lecz znośną, bo z własnéj płynącą zasługi;
Bóg téż jéj przy troskach zachęty udzielił,
Wzmógł zdrowie, dał siły, obdarzył spokojem,
W sumieniu umocnił, w walk przejściu ośmielił,
Bo zawsze rad z siebie, kto przestał na swojém.
Dziéwczę znów niezdarne, czujące tak mało
Że w losów przemianie wytrwałość jest hasłem,
Dla Ojca, dla Matki, ciężarem się stało,
I myślą goniło za szczęściem zagasłém;
Gdy siostra téj płochéj, jak pączek rozkwita,
Ona wciąż wpół martwa, znękana, wybladła,
Przygasłym swym wzrokiem przeszłości się pyta,
Gdzie rozkosz, co dla niéj na wieki przepadła.
Wyrosły obiedwie, a w każdéj los życia,
Inaksze w przyszłości przedstawił koleje,
Jedna się z skromnego wyrwała ukrycia,
Druga wśród łez smutku zgrzebała nadzieje;
I były jakoby dwa kłosy na polu:
Ziarn pełne, z którego plon rolnik swój zbiera,
I puste, co nakształt marnego kąkolu
Powstaje bez celu — bez śladu umiéra.
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/289
Ta strona została skorygowana.