Do was więc dziewczęta obracam swą mowę:
Pomnijcie, że płochość jest złudą zwodniczą,
Która was zmamiwszy rozkoszą jałową,
Zbyt wcześnie przesytu napoi goryczą.
Nie w strojach, nie w zbytkach wam szukać podniety,
Bo kto gna za marą, ten boleść zdobywa;
Hart ducha, wytrwałość, zadaniem kobiéty,
Z nich tylko pomyślność lat przyszłych wypływa.
Trzy pączki kwiatowe trwożliwie, nieśmiało,
Wyjrzały główkami z zieleni,
A pączkom tym soków żywotnych nie stało,
Słonecznych zabrakło promieni;
Mróz zbielił je szronem, wiatr owiał je chłodem,
Czerw’ brzydki zżarł liści koronę,
Więc bladły, więc więdły w rozkwicie swym młodym
Trzy pączki tchem śmierci zwarzone.
Toć życie, o mili — tam wszystko uroczo,
Na bujnéj rozrasta się roli.
Lecz straszno, lecz smutno, gdy cienie zamroczą
Blask szczęścia w kir łzawéj niedoli.
Z was pewnie najdrożsi nie znało ni jedno,
Olśnionych nadzieją złud błogą,
Jak przyszłość tych dziatek jest nędzną i biédną,
Co jutra znać nigdy nie mogą.