W trzech pączkach postaci, trzy wątłe dzieciny
Rozkwitły w lepiance pod strzechą:
Jedyném ich szczęściem był uścisk Matczyny,
Pieszczota, jedyną pociechą;
Gdy chciały miłością nagrodzić pieszczotę,
Słóweczkiem, uśmiechem, spojrzeniem,
Wnet główki na piersi opadły im złote,
Z ócz łezki wytrysły strumieniem.
Dla czego? Bo zachwyt, co w szczęścia czar rośnie,
Zgasł prądem owiany zawodu,
Bo one poznały w najpierwszych lat wiośnie
Najsroższą męczarnię — ból głodu!
A Matka dzieciny swe tuląc do łona,
Chciała je wzmódz siły własnemi,
Lecz pracą styrana, chorobą zgnębiona,
Nie mogła, jak płakać nad niemi!
Okropnie tam było! Bóg wtedy niebieski,
Co zdroje łask zlewa na światy,
Ujrzawszy nieszczęsnych policzył te łezki,
I w szczęścia je zmienił pryzmaty;
Tchnął promień spółczucia w serduszka tych dziatek,
Dla których rozkoszą lśni życie,
Tych pączków, co rosnąc pod okiem swych Matek,
Nie znają goryczy w rozkwicie.
I wy téż, dla których los uplotł koronę
Bez cierni — wy możni na świecie,
Obróćcie swe oczy rozkoszą olśnione,
Gdzie nędza wraz z bólem się plecie;
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/291
Ta strona została skorygowana.