Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/292

Ta strona została skorygowana.

Bo jeźli wam roztlił Bóg w dowód Swéj łaski
Jaśniejsze gwiazdeczki na niebie,
To na to, abyście promienne ich blaski,
Dzieliły z biédniejszym od siebie.


V.
Miłość Matczyna.

Byłeś malutkiém jeszcze dziecięciem,
Bez żądzy czynów, bez woli własnéj,
Z nie rozwiniętém myśli pojęciem,
A już dzień życia błysnął ci jasny.
Nad twą kolébką opieka błoga,
Tuliła płacze, suszyła łezki,
I wymodlała przyszłość u Boga,
I w szlak cię z sobą wiodła niebieski;
Potęgą świętych uczuć promienna,
Krok w krok za śladem chodziła syna,
Zawsze urocza, wielka, niezmienna,
Miłość Matczyna.
A kiedyś z dziecka wyrósł młodzieńcem,
Złudne marzenia jak wonne kwiaty,
Oplotły skroń twą ułudy wieńcem,
Zmieniając cienie w barwne pryzmaty;
Życiowa prawda w blasku omamień,
Znikła wśród czaru przed okiem twojém,
I nie dostrzegłeś, że ostry kamień
Rzeczywistości, tkwi pod róż zwojem.
Wtedy jak Anioł Stróż dobroczynny,
Stała poważna przy boku syna,
Wskazując drogę cnoty rodzinnéj,
Miłość Matczyna.