By się lekcyi nauczyć zasiedli dwaj chłopcy:
Ignaś z wielką uwagą swe zadanie czytał,
Gucio zaś dla którego trud myśli był obcy
Mruczał coś, ale sensu wyrazów nie chwytał;
I choć piérwszy czas krótki poświęcił swéj pracy
A drugi przewartował nad książką dzień cały,
Szereg piątek w cenzurze otrzymał Ignacy
Gdy Gustaw roztargniony dostał same pały.
Małe dziecko bębenek dostało od brata,
Nastał w domu huk, wrzawa, istny koniec świata;
Ogłuszony braciszek kładąc w ucho palec
Woła: ah jak dokuczył ten nieznośny malec!
„A kto zbłądził?” rzekł Ojciec, „wszakżeś dobrze wiedział
Że chłopczyna nie będzie cicho z bębnem siedział;
Na doznaną przeciwność narzekają młodzi,
Nie pomnąc że ta zwykle z ich winy pochodzi.
Pyta ojciec: „Kto gotów zrobić to ćwiczenie?”
Cicho, jak makiem zasiał — więc zaganie daléj:
„Kto pragnie wydać lekcyę?” znów w koło milczenie.
„Kto chce jeść?” „Ja! ja! ja! ja!” krzyczą zewsząd mali.