Byście gdy pora wiosenna minie,
Gdy zniknie zapał i siły młode,
Znaleźli w późnéj życia godzinie
Za trud nagrodę.
Dawniéj gdy byłem jeszcze dziecięciem,
Staruszka niania w toku rozmowy,
Różne mi dziwy kładła do głowy
A jam jéj słuchał z wielkiem zajęciem.
Kiedy naprzykład zagrzmiało w niebie,
Mówiła z jakąś miną tajemną:
Tyś był niegrzecznym, grymasił ze mną,
Więc Bóg się za to gniewa na ciebie.
Gdy błyskawice jasne migały,
Rzeknie poważnie: spojrz no tą szparą,
Co się rozwarła za chmurą szarą,
Tam widzisz nieba obszar wspaniały;
Znów gdy wśród nocy gwiazd świetnych dużo
Zdają się zerkać promieniem drżącym,
Ona z uśmiechem woła znaczącym;
To aniołkowie oczkami mrużą.
Srebrem jéj były kropelki rosy,
Błękitną szatą lazur niebieski,
Deszcz miał oznaczać dziecięce łezki,
Wiatr zaś gwałtowny, złych duchów głosy;
Księżyc gdy w pełnię krąg swój rozszerzył
Oznaczał niby chleb nasz powszedni,
Słowem prawiła tysiące bredni,
A jam wszystkiemu co rzekła wierzył.