Bo wiem że Ojciec niebieski,
Szczęście do chatek sprowadza,
Cierpiącym bole osładza,
Płaczącym ociera łezki.
Czasem chcąc zwalczyć nałogi,
Które mnie wiodą do winy,
Patrzę przez całe godziny,
Na nasz kościołek ubogi.
I wtedy widzę wśród cieni,
Chmurek płynących w błękicie,
Jak u wieżycy na szczycie,
Krzyż blaskiem światła promieni;
I dłoń się z dłonią mi splata,
I gną ku ziemi kolana,
I hołd miłości do Pana,
Z młodzieńczej piersi ulata...
Zachwyt ogarnia mnie błogi,
W sercu czci chronię zadatki,
Dla czego? bo ja z mej chałki,
Widzę nasz kościół ubogi!
Na progu wieśniaczej chatki,
Hoża dziewczynka siedziała,
Trzymając w dłoni swéj kwiatki,
Z których wianeczek splatała;
A gdy ujęła traw pęki,
Zaród, co chwastem wystrzela,
Wnet odrzucała je z ręki,
Nie chcąc do kwiatów wpleść ziela.