Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/344

Ta strona została skorygowana.
XXXIII.
Powódź.

Rozkoszną doliną, zcieniony leszczyną,
Zbarwiony zielenią do koła,
Poważny nurt rzeki w kraj biegnie daleki,
Mijając wsie, pola i sioła;
A widząc tę czystą, spokojną, srébrzystą
Fal wstęgę płynącą przez niwy,
Nie zgadliby ludzie w omamień ułudzie,
Potęgi żywiołu straszliwéj.
Lecz patrzcie, już wiosna nadchodzi radosna,
Pękają do koła rzek lody,
A wązkie łożysko, kry twardéj siedlisko,
Przepełnia wezbrany prąd wody,
I wznosi grzbiet siny, a bujne niziny
Łąk nikną wśród modréj wód fali:
Tysiące strumieni wrze, huczy i pieni,
I płynie i bieży wciąż daléj.
Przerwawszy zapory prąd w nowe wszedł tory,
Dociera do wiosek, do chatek,
Zgrążając w toń sioła — i słychać do koła:
Krzyk Ojców, płacz dzieci, jęk Matek!

Szczęśliwi! czyż wiecie, jak często na świecie
Śmiéch w boleść się zmienia okrutną:
Przed chwilą tam było rozkosznie i miło,
A teraz tak strasznie, tak łzawo, tak smutno!
Kmieć pośród swéj chaty zasobem bogaty,
Żył sobie bez troski, kłopotów:
W spichlerzu miał zboże, bydełko w oborze,
A w gumnach do młocki plon gotów;