Ojciec nań fukał: „rzuć zabawy puste,
Miasto czas tracić, myśl lepiéj, że trzeba
Zadać karm wołom i opleść kapustę:
Głupia igraszka nie przysporzy chleba.”
Przed wolą Ojca naginał chęć własną,
Szedł spełnić liczne prac rolnych zajęcia,
Ale w téj głowie bezwiednie, nie jasno,
Tkwił zaród przyszłéj twórczości chłopięcia.
Pewnego razu pasąc w polu stado,
Widząc, że woły, krówki i owieczki,
Zbiły się całą pod cień drzew gromadą,
Siadł sobie w gaju po nad brzegiem rzeczki:
Obejrzał miejsce i prąd wody zbadał,
Wystrugał walec, wbił w grunt ostre pale,
Potém z gałęzi zastawę układał...
Ot młyn mój,” rzecze — „pójdzie doskonale,
Jednak brak czegoś: trzeba zmniejszyć koło,
Albo téż zwrócić zbyt bystry prąd wody...”
Brzemienne myślą wznosi w górę czoło,
I szuka natchnień mechanik ów młody.
A tam za jodłą milczący, zdumiony,
Stał pan przejezdny, poważnéj postawy:
To był inżynier, który w górskie strony,
Z rozkazu władzy przybył aż z Warszawy.
„Tyżeś to,” pyta wyszedłszy z gęstwiny —
„Ten młyn postawił?” „Ja, mój dobry panie.”
„Kto ci myśl podał?” „Widząc różne młyny,
Rzekłem do siebie: niechże i mój stanie.”
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/348
Ta strona została skorygowana.