„To pomocnicy — można ich użyć,
Jak ulgę, gdy sił nie stanie,
Lecz się nie trzeba nigdy zadłużyć,
Własne spełniając zadanie.
Pamiętasz synu tego sąsiada,
Co dawniéj z nami graniczył:
Miał dobra, lasy i owiec stada,
I na sta dochód swój liczył,
Grosza na zbytki on nie marnował,
Nie znał czém blaski ułudy,
Ale przez cały dzionek próżnował,
Zdając na innych swe trudy.
Wciąż go straszyły letnie upały,
Obawa skwarów, lub znoju,
I tak dnie biegły, lata mijały,
A on żył sobie w spokoju;
Zastępcy widząc bezczynność pana,
Ustali w swoim mozole,
Czeladź przy pracy nie doglądana,
Rzadko chodziła na pole.
I cóż wynikło, gdy zginął statek?
Trza było bronić się nędzy,
Odziewać dzieci, płacić podatek,
A tu zabrakło piéniędzy;
Nie uprawiona zmarniała rola,
Chwast puste zarosł obszary,
Legły odłogiem niwy i pola,
W stodołach świéciły szpary...
Wreszcie wierzyciel zagarnął wioski,
Za dług sprzedano grunt cały,
Przyszły cierpienia, biéda i troski,
I dzieci chleba nie miały.
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/358
Ta strona została skorygowana.