Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/359

Ta strona została skorygowana.

Człek własnéj winien zaufać głowie,
Tak doświadczenie nas uczy,
Gdyż pańskie oko, mówi przysłowie,
Najlepiéj konia utuczy.


XLI.
Ptaszki i dziatki.

Patrz dziecię jakto ptaszkowie leśni,
W błyszczącej życia powabem wiośnie,
Budują gniazdka nucąc swe pieśni,
Którym gór echa wtórzą radośnie.
Patrz jako one zawsze swobodne,
Ufając w szczęścia niezmienne losy,
Czy to spragnione czyli téż głodne,
Szukają ziarnka lub kropli rosy;
A źdźbło wilgoci, lub pyłek roli,
Stają się skarbem w skromnéj ich doli.
Ptaszki nie mają ciepłéj odzieży,
Która zziębniętych od mrozu chroni,
Gdy wiatr zawieje, szronek zaśnieży,
Każde z nich główkę pod skrzydła skłoni;
I tak stulone zmrużywszy oczy,
Czekają w ciszy pod liści zwojem,
Aż z za chmur jasny promień się stoczy,
Aż słońce zbarwi świat życia zdrojem...
Wtedy szybują skrzydeł swych lotem,
Kąpiąc się w słońca promieniu złotym.
Patrząc na ptaszków pomyślcie dzieci,
Ileż to wygod ludziom potrzeba!
Wszakże i dla was słoneczko świeci,
Wszak i wam ziemia daje plon chleba?