Ja swą głowę, szydząc z losów,
Podnoszę z pańska wywornie,
Ty ją pochylasz pokornie,
Skryty wśród tysiąca kłosów.”
„Twa dola zda się bogatą,
Moja skromną i nikczemną,
Dziś chcesz górować nademną,
Lecz słuchaj co powiem na to:
Ci, co jak ty dumą błądzą,
Niech czekają plonów zbioru,
Wtedy ludzie nie z pozoru,
Lecz z wartości ich osądzą.”
Przyszły żniwa, kłos wyniosły
Dał plew tylko garstkę marną,
A te co schylone rosły,
Wydzieliły zdrowe ziarno.
Kiedy okręt pruł fale silnym wichrem gnany,
Zatrzeszczał maszt ogromny zgięty przez orkany,
Mucha zaś, która na nim wśród burzy siedziała,
Nad wagą swéj ciężkości nagle się zdumiała.
„Któż mocen,” krzyknie z dumą — „dosięgnąć méj sławy,
Podemną trzeszczą maszty i chwieją się nawy...”
„Rozstań się,” rzecze człowiek — „z szałem niepojętym:
Wszak mucha tylko muchą — a okręt okrętem!”