Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/370

Ta strona została skorygowana.

Jarzy sto świateł, błyszczą kagańce,
Przybyła z miasta czeka kapela,
Wnet się rozpoczną ochocze tańce,
Wśród ogólnego młodzi wesela;
A starzy ludzie w zwykłym sposobie,
O dawnych czasach pogwarzą sobie.

Opodal stoi drugi dworeczek,
Malutki, skromny i niepozorny:
Tam grono miłych, grzecznych dziateczek,
Nauki Ojca słucha wieczornéj.
On im z uczonéj wykłada księgi,
Przeróżne dzieje pięknego świata,
Przedstawia wielkość Boskiéj potęgi,
Mówi, jak kochać należy brata;
I tak wśród pełnéj wdzięku rozmowy,
Mija im długi wieczór zimowy.

A gdy zabłysło jaskrawe słonko,
Kiedy nastała chwila zabawy,
Po trudach nauk wesołe gronko
Szkolnéj młodzieży, biegnie na stawy.
Na szklistéj tafli wody zmarzniętéj,
Ślizgają chłopcy raźnie i żwawo,
Tworząc przeróżne koła, zakręty,
Prosto, zygzakiem, w lewo i w prawo;
Przy téj rozrywce czas szybko leci,
Zbliża się wieczór — do domu dzieci!

Gdy się to dzieje, zdala wśród drogi,
Zgrzybiały starzec powoli kroczy,
A taki biédny, taki ubogi,
Że łzą litości zachodzą oczy...