Spojrzawszy na mnie, pomyślcie dziatki,
Że kto nie słucha rad Ojca, Matki,
Idzie za prądem zgubnych nałogów,
Nie umie uczcić rodzinnych progów,
Temu się w schyłku dni blask otuchy
Zmieni w łzy skruchy.”
Cierpiący, znużony, pragnieniem trapiony,
Zgłodniały, obdarty i bosy,
Przystanął wśród drogi, podróżny ubogi,
Bolejąc na ciężkie swe losy.
W tem ujrzał tuż blizko, ogromne zamczysko,
Minionéj epoki wspominek:
„Tam pójdę zapukam, schronienia poszukam,
Tam znajdę po trudach spoczynek...”
Więc w dzwonek uderzy, a zaraz na wieży,
Odezwą się straże i czaty;
Otwarto podwoje, on wchodzi w pokoje,
I mija próg pańskiéj komnaty.
„Zbyt śmiały człowiecze!” pan groźnie wyrzecze,
Sądziłeś ten zamek oberżą,
Gdzie każdy wejść może, gdzie w wszelkiej dnia porze
Przybłędów za marny grosz dzierżą?
Drzyj przed mą potęgą, niegodny włóczęgo,
Bo jeźli gniew serce mi zwładnie,
To na znak mej dłoni, służba cię wygoni,
I zgraja psów głodnych opadnie.”