„Los nasz jest tak różny!” zawoła podróżny,
„Więc rzucam te miejsca o panie,
Lecz powiedz czy mogę, nim puszczę się w drogę,
Trojakie ci zadać pytanie?”
„Mów, słucham.” „Przed laty, szczęśliwcze bogaty,
Kto mięszkał w tym zamku wspaniałym?”
„Mój Ojciec.” „A spadek, kto Ojcu udzielił?...” „Mój dziadek,
Bo kolej ta wszystkich udziałem.”
„Kiedy zaś cię w grobie pogrzebią, po tobie
Kto stanie się panem tych włości?”
„Nikt inny na świecie, jak tylko me dziecię
Syn drogi, pociecha starości.”
„Gdy ledwie nie codzień, zmienia się przechodzień,
Z tych którzy fortunę tę dzierżą,
Czemże jest o panie, twe ziemskie mieszkanie,
Jeżeli nie istną oberżą?
Zamiast więc z fum próżnych, strudzonych podróżnych,
Odtrącać dumnemi słowami,
Czcią, wiarą i czynem, stań godnym się synem,
Tego co króluje nad nami;
Zamiast gnać za blaskiem, mamoną, oklaskiem,
Myśl żeś tu jest gościem chwilowym,
I zdobądź dla siebie, wysoko na niebie,
Siedzibę w przybytku wiekowym.”
A bogacz zawoła: „O, to głos anioła!
Chodź do mnie wędrowcze ubogi:
Przyjmę cię jak brata, by kiedyś Pan świata,
W niebieskie dopuścił mnie progi.”