Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/381

Ta strona została skorygowana.

Z ziemi pary buchają, z nieba ognie płyną,
Schnie w łodygach kwiatowych zdrój wilgoci wszelki,
I tylko przy dnia schyłku wieczorną godziną,
Pot znoju w ros ożywczych zmienia się kropelki;
A rolnik chyląc na pierś utrudzone skronie,
Zgaduje skarb jesieni w bujnym lata plonie.
Czasem gdy zgłuchną tętna przyrody ospałej:
Grom huknie, zalśnią błyski, chmur zaczerni krocie,
I wśród walki żywiołów świat się wstrząśnie cały,
Jakby chciał nowe siły czerpać w tym przewrocie...
Lecz wnet ucichną wichry, grzmot zmilknie w oddali,
Kłęby chmur się rozbiegną w niebieskiéj przestrzeni,
I znów ziemię wyschniętą żar słoneczny pali,
Przyspieszając wzrost roślin ciepłem swych promieni;
I znów jasno i parno — a rolnik wzruszony
Patrząc na złote niwy, liczy prac swych plony.


LVIII.
Jesień.

Ah Ojcze drogi kiedym tej wiosny,
Spojrzał na pola, ogrody,
Wszędzie zdrój życia błyszczał radosny,
Wszędzie się śmiały ogrody:
W gajach ptaszkowie śpiewali leśni,
Słońce błyszczało w błękicie,
I wszędzie brzmiały urocze pieśni,
I wszystko czuło czem życie.
A teraz cicho, strasznie, ponuro,
Wiatr świszcząc strąca liść z drzewa,
Słońce zamdlone niknie za chmurą,
Strwożone ptastwo nie śpiewa;