Z ziemi pary buchają, z nieba ognie płyną,
Schnie w łodygach kwiatowych zdrój wilgoci wszelki,
I tylko przy dnia schyłku wieczorną godziną,
Pot znoju w ros ożywczych zmienia się kropelki;
A rolnik chyląc na pierś utrudzone skronie,
Zgaduje skarb jesieni w bujnym lata plonie.
Czasem gdy zgłuchną tętna przyrody ospałej:
Grom huknie, zalśnią błyski, chmur zaczerni krocie,
I wśród walki żywiołów świat się wstrząśnie cały,
Jakby chciał nowe siły czerpać w tym przewrocie...
Lecz wnet ucichną wichry, grzmot zmilknie w oddali,
Kłęby chmur się rozbiegną w niebieskiéj przestrzeni,
I znów ziemię wyschniętą żar słoneczny pali,
Przyspieszając wzrost roślin ciepłem swych promieni;
I znów jasno i parno — a rolnik wzruszony
Patrząc na złote niwy, liczy prac swych plony.
Ah Ojcze drogi kiedym tej wiosny,
Spojrzał na pola, ogrody,
Wszędzie zdrój życia błyszczał radosny,
Wszędzie się śmiały ogrody:
W gajach ptaszkowie śpiewali leśni,
Słońce błyszczało w błękicie,
I wszędzie brzmiały urocze pieśni,
I wszystko czuło czem życie.
A teraz cicho, strasznie, ponuro,
Wiatr świszcząc strąca liść z drzewa,
Słońce zamdlone niknie za chmurą,
Strwożone ptastwo nie śpiewa;