Mój Boże! ciało jéj skrzepło,
Twarz taka sina i blada:
Może ją okryć wypada
Od zimna kołderką ciepłą.
Zaraz, kochana Józieczko,
Zaraz to wszystko ci zrobię,
Tylko spokojnie śpij sobie,
A ty zaś nie płacz, Mateczko!
Płaczesz, w dłoń kryjesz swe skronie,
Nie chcesz radować się ze mną...
I tak w pokoju jest ciemno,
I tyle świéczek tu płonie!
Mnie straszno, Mamo jedyna,
A sama nie wiem dla czego,
Boć przecież cóż jest w tém złego,
Że śpi tak smacznie dziecina?
Mamo, o Mamo — ja płaczę!
Mnie także z oczów łzy płyną,
Pozwól niech zbudzę jedyną,
Niech jéj uśmieszek zobaczę...
Nie? a więc pozwól mi jeszcze
Niech przy łóżeczku usiądę:
Ja jéj już budzić nie będę,
Ja się tak z śpiącą popieszczę!
Nie można? dobrze Mateczko,
Odchodzę, ale za chwilę
Trzeba mi wrócić, bo tyle
Mam do mówienia z Józieczką;
Dam jéj laleczkę kochaną,
Szepcąc do ucha w sekrecie:
Uśmiéchnij do nas się przecie,
I nie bądź taką zaspaną!”
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.