„Mówili sąsiedzi, że gdy głód nawiedzi,”
Tak szeptał chłopczyna do siebie:
„To trzeba nam szczerze odmawiać pacierze,
By cudem nas zbawił Bóg w niebie.”
Opodal od drogi stał kościół ubogi,
Tam dziécię uklękło w pokorze:
„Przez swego anioła,” spłakane zawoła,
„Przyszlij nam kęs chleba, o Boże!
Jam zawsze był grzecznym, posłusznym, statecznym,
Jam kochał Cię sercem swém całém,
Więc otrzéj me łezki, Ojcze nasz niebieski,
I udziel posiłku zgłodniałym!”
Modlitwą skrzepiony, milczący, wzruszony,
Podniósł się chłopczyna na nogi,
I ufny w cud Boski, bez smutku, bez troski,
Powrócił do chatki ubogiéj.
Zapukał, w drzwiach stawa: sen-że to lub jawa?
Wśród izby piętrzy się stos chleba;
Już dzieci gromadka ma jadło — a Matka
Dziękczynny głos wznosi do nieba!
„Cud stał się!” zawoła — „Bóg zesłał anioła,
Aby nas od śmierci wybawił,
A anioł skrzydlaty, przyleciał do chaty,
I strawę dla głodnych zostawił.”
„Nie anioł to jasny, ale czyn twój własny,
Obdarzył was szczęściem tak błogiém,”
Rzekł jakiś nieznany pan strojnie przywdziany,
Zjawiwszy się nagle przed progiem:
„Gdyś w kruchcie tak szczerze odmawiał pacierze,
Jam modłów twych niemym był świadkiem,
A cicha twa łezka, jak manna niebieska,
Została łask Bożych zadatkiem.
Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/395
Ta strona została skorygowana.