Ja nie chcę, chłopczyno, byś z Matką, rodziną,
Przed srogich przeznaczeń legł groźbą:
Dam wszystko z ochotą, boś przyszłość tę złotą
Wymodlił u Pana swą prośbą.
Wracał syn z Ojcem w domowe progi
Skończywszy dzienne zajęcia,
I napotkali pogrzeb ubogi,
A był to pogrzeb dziecięcia;
Za małą trumną z schyloném czołem,
Drobnéj istoty szła Matka,
A w ślad tuż za nią kroczyła społem,
Siostr i braciszków gromadka.
„Ojcze, ty patrzysz smutno, żałośnie,
I w oczach twoich lśnią łezki,
Czemu? wszak dziécię zmarłszy w lat wiośnie
W chwale zabłyśnie niebieskiéj.
Jego duszyczce lepiéj u Boga,
Niźli na ziemskim padole...
Wszak sam mówiłeś, że życia droga,
W cierpień obrasta kąkole;
Duszyczka czysta i nieskalana
Dziecięcia w niebo się wznosi,
Czemuś więc smutny, Ojcze kochany,
Czemu łza lica twe rosi?”
Rodzic zawoła: „Synu mój miły,
O! ja nie nad nim boleję,
Ale nad temi co wśród mogiły,
Zgrzebali szczęścia nadzieje.