Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/408

Ta strona została skorygowana.

Ty świat witając wabnym uśmiéchem,
Nie wiész ile to walk staczać trzeba,
Aby, gdy łaski zabraknie nieba,
Ten zaród złego nie stał się grzechem;
Aby, gdy przyjdzie chwila zwątpienia,
Chwila niewiary, szału lub sromu,
Z tego drobnego hańby atomu
Nie wstał ohydny czerń zatracenia:
Robak co zwolna wpija się w ciało,
Gdy w niém ożywczych soków nie stało.
Dziécino droga, rodziny chlubo,
Szczepie zdobiący Ojczystą niwę,
Wiédz, że to ziarno złego zdradliwe
Kiełkując w duszy grozi ci zgubą.
Wiédz, że z twych błędów wśród życia wiosny,
Zaledwie ludzkiém dojrzanych okiem,
Co się pod barwnym kryją urokiem,
Z przebiegiem czasu rośnie chwast sprosny;
Wiédz, że ten pierwszy grzeszek dziécięcia,
Na który patrzy świat obojętnie,
Jako jad płynie w kaźdem krwi tętnie,
Tłumiąc szlachetnych uczuć pojęcia,
A zolbrzymiawszy przez lat koleje,
Wyniszcza miłość, wiarę, nadzieję!
Dziécino droga, gwiazdeczko Boża,
Wypleń więc z duszy wszystkie złe ziarna
By twego życia droga ofiarna,
Nie sprowadziła cię na bezdroża,
Aby Stróż Anioł, co krok za krokiem
Idzie gdzie idziesz, śledząc twe sprawy,
Nie chciał odwrócić twarzyczki łzawéj,
Od myśli grzechów zaćmionéj mrokiem,