Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/411

Ta strona została skorygowana.

Rankiem, wieczorem, nocą i we dnie,
Brzmi bezprzestannie płacz niemowlęcia,
Lecz owe łezki płyną bezwiednie,
Z ciemnoty myśli, braku pojęcia;
Płyną, bo dziécię w rannych lat porze,
Czém troski życia wiedziéć nie może.

Późniéj, gdy drobna, wątła istota,
Na świat spogląda radosnym wzrokiem,
Często jéj życie jutrzenka złota
Zćmi się bolesnym strapienia mrokiem.
W dom kędy brzmiała piosnka wesoła
Zawita niemoc z ciężką chorobą,
Lub wśród cichego zjawi się sioła,
Nędza, głód straszny wiodąca z sobą;
Płaczą dziateczki, lecz ten płacz dziatek
To serc ich czułych święty zadatek.

Bywają czasem na Bożym świecie,
Tak piękne czyny, tak wzniosłe sprawy,
Że patrząc na nie szlachetne dziécię,
Wzrok swój do nieba podnosi łzawy,
I mimowolnie bez wiedzy, chęci,
Silniéj uderzy serce dziécięce,
Łza mu się czysta w oczach zakręci,
Dając hołd cnocie w nieméj podzięce;
Płaczcie dziateczki, bo takie łezki,
To jasne krople rosy niebieskiéj!

Trafia się nieraz, że kto zawini,
Zapomni Ojca, Matki przestrogi:
On w pierwszéj chwili nie wié co czyni,
Nie zna jak w błędne wstępuje drogi;