Późniéj go własna wina przestrasza,
Podnosi zwolna źrenicę łzawą,
Ojca i Matkę czule przeprasza,
Chcąc błąd stanowczą zmazać poprawą:
Płacz ten, to przyszłéj pracy otucha,
Gdyż łzę co tryska wyradza skrucha.
Ale są takie kapryśne dzieci,
Co wciąż swe lica zlewają łzami:
Płaczą, gdy chwilka zabaw przeleci,
Gdy trzeba w szkole siąść nad książkami,
Gdy obiad nie w smak, słodyczy mało,
Gdy wstać trza z rana, usypiać nocą,
A jeźli do łez przyczyn nie stało,
Płaczą — choć same nie wiedzą o co;
O! takie łezki, wierzajcie dziatki,
To wstyd dla Ojca, boleść dla Matki!
O! moi mili, wśród Bożych darów
Szczęścia, co duszę rozkoszą pieści,
Śmiéchów dziecięcych, młodzieńczych czarów,
Jest jeden, w którym wszystko się mieści;
Dar ten, skarb mężów, starców otucha,
Podstawa życia w bytu osnowie,
Daje nam siłę, rzeźwość, hart ducha:
Dziatki — to zdrowie!