Strudzeni pracą po dziennym znoju,
Odpoczywają młodzi i starzy,
A snów ich strzegąc — anioł pokoju
Czuwa na straży!
Przy skraju łąki, pod lasu brzegiem,
Gdzie strumyk sączy zdroje wód czyste,
Stanęli żeńcy długim szeregiem,
Kładąc na zagon plony złociste;
Pod każdém cięciem kmiotkowéj kosy,
Która zabłysłszy kreśli półkole,
Padają społem pełne ziarn kłosy,
I chlebodawcze zcielają role;
Wszędzie gdzie tylko wzrok sięgnąć może
Żółci w pokosy złożone zboże.
Słońce wspaniałe, jasne, płomienne,
Podnosi zwolna w niebios przestrzeni
Złotą swą tarczę, a skwary dzienne
Ogniem gorących zieją promieni;
I ten prąd żaru spływając znojem
Na czoła żeńców wśród świateł kroci,
Wyciąga zwolna promieniem swoim,
Z skoszonych łanów krople wilgoci,
Schną ścięte zboża wśród niw pod borem,
A praca kmiotków idzie swym torem.
Rozsiany w polu szereg żniwiarzy,
W coraz się dłuższą liniję rozwija,
Radość na każdéj jaśnieje twarzy,
Bo dzień pogodny pracy rąk sprzyja;