Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/423

Ta strona została skorygowana.

Kiedy zaś człeka zwalą cię dłonie,
Rozlewasz ciepło w skostniałém łonie.
Teraz spojrzyjcie, lube me dziatki,
Na tę poważną lipę w ogrodzie,
Pod któréj cieniem wieczór o chłodzie
Czas wam przemijał pod okiem Matki;
Tam siadał Ojciec z księgą otwartą
Dziejów ubiegłych, a czerpiąc w treści
Lat co minęły cudne powieści,
Splotł prądy zdarzeń z historyi kartą,
Byście w wytknięte wstępując ślady,
Z cnót swoich przodków brali przykłady.
I ty co zdobisz drogi nad rolą,
Darzysz podróżnych liści swych cieniem,
Co strzelasz w górę splotów promieniem,
Witaj nam, witaj, smagła topolo!
Kolébką twoją Wisły wybrzeża,
Nadbużne łany, Niemna doliny,
I Mazowieckiéj gleby równiny,
I barwne niwy ziem Pobereża:
Topolo, zagród naszych ozdobo,
Wśród gwarów świata tęsknim za tobą!
Czyście widziały drzewinę młodą,
Drżącą pod chłodnem prądem wietrzyka.
Która wyrosłszy koło strumyka,
Gałązki swoje zwiesza nad wodą?
Chociaż jak drugie rozkwita wiosną,
Chociaż jak drugie stroi się latem,
Wdzięcznéj zieleni cudnym pryzmatem,
Ona wciąż smutną jest i żałośną;
A wśród wesołych drzewek tysiąca,
Zda się łzy ronić wierzba płacząca.