Strona:PL L Niemojowski Trójlistek.djvu/425

Ta strona została skorygowana.

Gdyby zaś gruntu brakło pod nogą,
Punktu oparcia dla stóp nie stało,
Tobyśmy jeszcze gwiaździstą drogą
Płynąc, ujrzeli przestrzeń wspaniałą,
Błękity niebios, promienie słońca,
W sferach świetlanych bez granic, końca.”

„Synu!” rzekł Ojciec — „w wszech tworów bycie
Nic, marny wyraz, ułuda ludzi:
Z śmierci się nawet istnienie budzi,
I z martwych prochów rozplenia życie;
Świat nasz jest wszystkiém. Wyroki Boże
Pchnęły go wirem w ruch samodzielny,
Gdzie więc istnieje duch nieśmiertelny,
Tam nigdy nicość istniéć nie może,
Tam nigdy w wzroście ciał tajemniczym,
Co organiczną krzepi się siłą,
Takiéj bezwzględnéj próżni nie było,
Którąby można nazywać niczém,
Bo nawet nikły, zdrobniały atom,
W sferze wymoczków równa się światom.

Nic, straszny wyraz; w dziale wiekowym
Próżno go szukać — ono istniało,
Nim z mroków ciepło życia powstało,
Nim Bóg świat stworzył wszechmocném słowem.
Przedtém nie było niebios błękitu,
Ni gwiazd, ni ziemi, ni blasku słońca,
Nic — tylko martwa ciemnia bez końca,
Wśród któréj tkwiło zarzewie bytu;