Gorzały zewsząd miasta, tłum się więc zgromadził,
Gadał, wrzeszczał, rozprawiał — i nic nie uradził,
Jan tylko co wśród gwaru nie mówił ni słowa,
Rzekł przywiodłszy sikawkę: „ot rada gotowa!”
Cisnął bogacz biédnemu garść złota pod nogi,
Z łzą współczucia wsparł dziadka grosikiem ubogi,
Dwie to były jałmużny — teraz niech kto powie:
Co lepsze — dar bogacza, czy skromny grosz wdowi?
Na kredyt sprawił panicz garnitur od krawca,
A spotkawszy kolegę w skromniutkiéj odzieży,
Zawoła z oburzeniem: „Jakto mój łaskawca
Wygląda jak ten ubiór brzydko na nim leży!”
„Wolę nad modne stroje surducik mój ciasny,
Bom go nie robiąc długów kupił za grosz własny.”
Pewien kmieć chcąc miéć w orce pomoc nadzwyczajną,
Wprzągł z wołami do pługa krówkę mlékodajną,