na dworze, co chce wyjść za wypędzonego proboszcza — dla niej niema domu. Gdyby ją był mniej kochał, gdyby z niej był mniej dumny, byłby ją może wpuścił.
Błogosławieństwa swojego nie może im odmówić — przegrał je przecież, ale drzwi jej otworzyć? nie, tego nie chce!
A piękna, młoda dziewczyna wciąż stała pod bramą domu. Jużto w bezsilnym gniewie szarpała za klamkę, już padała na kolana i splatając ręce, błagała o przebaczenie.
Ale nikt jej nie słyszał, nikt nie odpowiedział, nikt nie otworzył.
Wraca z balu, którego była królową, i ona, dotąd dumna, bogata, szczęśliwa, popadła w taką bezdenną nędzę! Z rodzinnego domu wykluczona, wyrzucona na mróz — nie wyszydzana, nie bita, nie przeklinana, lecz z zimnem, bezlitosnem okrucieństwem wykluczona.
Wszystko spało, wszystko zapadło w bezbolesny sen; wśród całej tej sennej bieli istniał tylko jeden, jedyny żywy punkcik. Wszystek ból, wszystka trwoga, które zazwyczaj rozdzielone są na cały świat, zebrały się w tym jednym punkcie. Ach Boże, tak samotnie cierpieć wśród tej sennej, martwej ciszy!
Pierwszy raz w życiu zetknęła się Maryanna z okrucieństwem i brakiem litości. Nawet matce jej nie chciało się wyjść z łóżka, aby ją wpuścić. Starzy, wierni służący, którzy strzegli pierwszych jej kroków, słyszeli ją i nie ruszyli palcem.
Za jakąż zbrodnię karano ją w ten sposób?
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.
97