Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.
106

gnębił ją niepokój o jej ukochaną siedzibę, oddaną rezydentom w opiekę, niby trzoda wilkom.
Niejeden przeszedł takie zmartwienie. Nie ona jedna patrzyła, jak upadało jej dziedzictwo ukochane, nie ona jedna czuła, co to znaczy, gdy na nas spogląda dom rodzinny, jak zranione zwierzę. Niejeden czuje się zbrodniarzem, widząc, jak drzewa obrastają pasorzytem, jak ścieżki zamiast żwirem, trawą są kryte. Miałby ochotę na kolana się rzucić na tych polach, które ongi pyszniły się wspaniałym plonem, i błagać je, aby nie przypisywały jemu hańby, która na nie spadła. Odwraca się od koni, brak mu odwagi spotkać się z ich wzrokiem. Nie ma siły stanąć u furty, gdy bydło wraca z pola. Żadne miejsce na świecie nie wzbudza tak gorzkich wzruszeń, jak dom chylący się do upadku.
Ach, proszę was wszystkich, którzy posiadacie pola, łąki i bogate kwiatowe ogrody, miejcie o nie staranie, pielęgnujcie je. Pielęgnujcie je miłością i pracą! Niedobrze jest, gdy natura musi ludzi opłakiwać.
Majorowa nie miała zamiaru wrócić znów do władzy; dążyła tylko do tego, aby dziedzictwo jej odebrać tym szaleńcom, tym próżniakom, tym rabusiom, pod których krokami trawa rosnąć nie może.
Kiedy żebrząc wędrowała od domu, ustawicznie miała na pamięci matkę i w sercu jej zrodziła się myśl, że dla niej nie nastaną lepsze czasy, póki matka nie zdejmie z niej klątwy. Nikt jej nie doniósł o śmierci matki, widocznie więc żyła jeszcze w zapadłych lasach, na górze. Pomimo dziewięćdziesięciu lat, żyła jeszcze w bezustannej pracy, z u-