Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
108

żelaznych. Zachodziła do komorników, pod wielkim młynem szeptała z młynarzem i jego czeladzią, w ciemnym lochu naradzała się z kowalami.
A wszyscy pragnęli jej pomagać, czując, że wielki majątek nie powinien dłużej pozostać w ręku bezbożników, którzy strzegą go, jak wiatr strzeże popiołu, a wilk trzody.
Tej samej nocy, w którą weseli panowie tańczyli i biesiadowali, póki nie padli na łoża, zasypiając twardym snem — tej samej nocy wypędzą ich! Noc owa była tą kroplą, która dopełniła miary ich zuchwalstwa. Z ponurem spojrzeniem czekała majorowa w kuźni i czekała na koniec uczty — czekała i dłużej, póki rezydenci nie wrócili z nocnej wycieczki, czekała w milczeniu, póki jej nie doniesiono, że ostatnie światło w skrzydle rezydentów zgasło, że wielki dwór spoczywa w śnie. Wtedy podniosła się i wyszła. Była już piąta godzina rano, a jeszcze ciemna lutowa noc wisiała nad ziemią.
Majorowa kazała wszystkim zgromadzić się w skrzydle rezydentów — ona sama pierwsza weszła na podwórze. Podeszła do głównego budynku, zapukała i wpuszczono ją natychmiast; przyjęła ją córka proboszcza z Broby, którą wychowała na dzielną, pracowitą dziewczynę.
— Witam wielmożną panią — powiedziała, całując ją w rękę.
— Zgaś światło — rzekła majorowa — przypuszczasz, że nie trafię po ciemku?
I obeszła cichy dom od strychu do piwnic, żegnając się z nim. Lekkim krokiem przechodziła z pokoju do pokoju.