i jego sercu — teraz nie mogła pojąć, jak mogło się jej roić coś podobnego.
Zmęczyła ją już ta bezustanna komedya, tęskniła do szczerości. Nigdy nie była zbyt uczuciowa. Nawet nie żałowała swojej piękności, drętwiała jedynie na myśl o ludzkiej litości.
— Ach, tylko sekundę zapomnieć o sobie! Słowa, czynu, ruchu, które nie byłyby obliczone!
Pewnego razu, kiedy pokój przewietrzano i odświeżano, kazała wezwać Göstę Berlinga. Odpowiedziano jej, że pojechał do Björne na licytacyę.
∗ ∗
∗ |
Wspaniała to była licytacya! Dom był stary, zamożny; z odległych stron zbiegli się nabywcy.
Potężny Melchior Sinclaire zgromadził wszystko razem w jednej dużej sali. Rozmaite rzeczy leżały jedne na drugich wysokiemi stosami, sięgającemi od podłogi do sufitów. On sam chodził jak anioł zniszczenia w dzień Sądu i ściągał wszystko, co chciał sprzedać. Czarne garnki kuchenne, drewniane stołki, cynowe dzbany, miedziane naczynia — wszystko to zostawił w spokoju, gdyż nic w nich nie przypominało mu Maryanny, ale też jedynie to ocalało przed jego gniewem.
Wpadł do pokoju córki i zniszczył wszystko. Tam stała jej szafka z lalkami, półka do książek, małe krzesełko umyślnie dla niej zrobione, jej klejnoty i suknie, kanapka i łóżko — wszystko musi iść precz!
Potem przechodził pokój za pokojem. Zabierał wszystko, co mu się niepodobało, ogromne ciężary